Witajcie!
Dziś pierwszy Dzień Wiosny! Mimo, że pogoda nie zachęca do wychylenia nosa z domu (przynajmniej we Wrocławiu), myślę o ciepłych dniach. A w ciepłe dni zaczną się wyprawy! Łazikowanie tu i tam. Plecak zapakowany, wygodne buty, dużo wody, aparat, mapa i mój towarzysz M. Dziś więc wracam wspomnieniem do jednego z najgorętszych dni w lipcu 2015 r - kiedy z M wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do Złotego Stoku!
Złoty Stok jest w odległości 85/122 km (najkrótsza i najdłuższa trasa samochodowa) od Wrocławia. Nie jesteśmy zmotoryzowaną parą, w związku z czym znaleźliśmy osobę z portalu blablacar, która w piątek popołudniu (03.07) zabrała nas za 20 zł do Nysy. Stamtąd zaplanowaliśmy wyprawę do Stoku, ale dopiero następnego dnia. Nysa to niewielkie miasto, w którym nawet nie przyszło nam do głowy szukać noclegu. Plan był prosty - kilka km spaceru z plecakami, zwiedzając po drodze Twierdzę Nyską - byłe bunkry wojskowe i dotarcie do Jeziora Nyskiego, gdzie rozpalimy ognisko i prześpimy się pod gołym niebem :) Czyste wariactwo. Zwiedzanie Twierdzy było dynamiczne, wiele z korytarzy było zasypanych i nie do przejścia, więc tylko wyrywkowo zaglądaliśmy do poszczególnych bunkrów. Przespacerowaliśmy się lasem i szosą do wałów nad Jeziorem. Sam spacer po zaporze był przyjemnością. W okolicach Wrocławia nie ma zbyt wiele zbiorników wodnych, a oboje z M pochodzimy z terenów bogatych w wodę - więc widok jeziora w pejzażu wzbudza w nas zachwyt :) Zwłaszcza przy zachodzie słońca!
Na mapce nr 1
Szukając dobrego miejsca na nocleg, mijaliśmy marinę, obozowiska, kempingi oraz jeden z większych ośrodków wypoczynkowych, w którym odbywała się akurat jakaś impreza. Za tymi wszystkimi miejscami trafiliśmy na odludnioną dziką zatoczkę z piaszczystym brzegiem i tam się zadomowiliśmy. Krótka kąpiel w jeziorze po zachodzie słońca, szybkie ogarnięcie ogniska, kolacja i sen. Noc była niespokojna, nie mieliśmy namiotu, więc każdy szmer mnie wybudzał. Wracające z pobliskiego ośrodka dziewczyny, zgasiły nasze ognisko ok 3 w nocy i pobudka po 4 była dosyć rześka.. W godzinę zebraliśmy się do wyprawy, na którą czekaliśmy :)
Na mapce nr 1
Według mapy czekało nas 39 km do przejścia w 36 stopniowej gorączce (piękna prognoza pogody). W rzeczywistości tych km było kilka więcej, bo zaglądaliśmy jeszcze do miast typu Otmuchów i Paczków. Poza tym przy Jeziorze Otmuchowskim chodziliśmy wzdłuż wałów, a nie po drodze, tak jak zaznaczyły nam Google :) Wyruszyliśmy o 5 wraz ze wschodem słońca.
Nigdy z rana nie jemy śniadania, dopiero gdy nadejdzie głód, zatrzymujemy się w fajnym miejscu i spożywamy posiłek :) Tak było też tym razem. Spacer brzegiem jeziora, mijając obozowisko wędkarskie (nawet na wysepkach mieli rozstawione namioty i pilnowali łowów!) był rewelacyjny. Później weszliśmy na polne ścieżki w pełne słońce. Od razu zahaczyliśmy o Otmuchów, miasta rankiem są przyjemne do obchodzenia, niewiele ludzi, wszystko jeszcze zaspane. Stare miasto nawet zadbane, mini wesołe miasteczko i karuzele rozstawione - gotowe na weekendowe szaleństwo. Dla dzieciaków w tak niewielkiej miejscowości to pewnie nie lada gratka! Wizyta była krótka i treściwa. Czas na dalszy spacer. Dopiero po kilku km znaleźliśmy fajne miejsce na śniadanie! Jakkolwiek to brzmi - pod mostem nad Nysą Kłodzką, okolice Otmuchowa. Wędkarze łowili rybki po drugiej stronie rzeki, my jedliśmy śniadanie patrząc na rzekę i otoczenie. Cudownie!
Na mapce nr 2
Dalsze km zapowiadały się nieciekawie - szliśmy dość ruchliwą szosą. Szybko jednak trafiliśmy na schody i wdrapaliśmy się znowu na zaporę, tym razem Jeziora Otmuchowskiego. Widoki nadal zachwycające. Tafla spokojna, przy brzegach znowu wędki. Słońce coraz mocniej dawało się we znaki. Dobrze, że dzień wcześniej kupiłam nam czapki z daszkiem - inaczej byłoby ciężko.
Kilometrówkę zaplanowaliśmy w taki sposób aby przed największym skwarem dojść do Paczkowa.. Zabraliśmy ze sobą 6 litrów wody, co jednak okazało się niewystarczające! W Starym Paczkowie, przed naszym celem skończył się zapas H2O, więc desperacko podeszliśmy do jednego z gospodarstw, aby ktoś nas poratował. Dostaliśmy kolejne 2 litry i propozycje ochłodzenia się, jednak nie było czasu na takie przystanki. Miny gospodarzy, którzy podzielili się z nami wodą, były nie do opisania, gdy powiedzieliśmy, że idziemy z Nysy do Złotego Stoku. Na pocieszenie usłyszeliśmy, że już bliżej niż dalej :)
Na mapce nr 3
Dalsza droga była najgorsza, temperatura była nieznośna. Pot lał się po pupie. Miałam wrażenie, że buty przyklejają się do asfaltu. Paczków powitaliśmy z uśmiechami na twarzy. Na starówce odwiedziliśmy lodziarnię, schłodziliśmy się w cieniu. Znaleźliśmy przyjemny parczek w centrum miasta, gdzie pod wielką wierzbą odpoczęliśmy godzinę. M uciął sobie drzemkę, ja robiłam zdjęcia i go pilnowałam :P Kiedy ma się określony cel, warto do niego dążyć, ale nie po trupach. Upał dał nam w kość. Chociaż nogi jeszcze miały się dobrze.. Leżenie w cieniu w taki dzień to był rarytas! Godzina lenistwa szybko minęła i z uzupełnionym zapasem wody, ruszyliśmy dalej. Z Paczkowa było już niedaleko, ale skwar był niemiłosierny.
Na mapce nr 4
Droga do Złotego Stoku jest na tyle ciekawa, że przechodzi przez czeską stronę granicy, więc mijamy czeską granicę, kościół, pola i pola, aż dochodzimy do znaku informacyjnego o miejscowości Złoty Stok - tu brakuje nam do przejścia jeszcze 3 km około i znowu jesteśmy po Polskiej stronie :) Tu mija nas pierwsze od dawna auto, ale za chwilę cofa się i proponuje podwiezienie do miasta. Uwaga! Jesteśmy wytrwali, jesteśmy szaleni, mamy dziwne pomysły i lubimy chodzić - wyprawa do Złotego Stoku była naszą 4 wyprawą pieszą (liczącą ok 43 km), a pierwsza z nich nauczyła nas - gdy jesteś przy końcu czy w połowie trasy i masz szansę skorzystać z podwózki - KORZYSTAJ! ( o tym innym razem). Więc skorzystaliśmy z podwiezienia na te 3 km. Nadrobiliśmy je i tak zbaczając z trasy do miast.. Więc nic nie traciliśmy, a upał ostro nas wymęczył.
Złoty Stok jest najstarszym ośrodkiem górniczo-hutniczym w Polsce. Niestety jako ośrodek przemysłowy już dawno nie funkcjonuje, kojarzy się jedynie turystycznie z Muzeum Górnictwa i Hutnictwa Złota ("Kopalnia Zlota").
Na mapce nr 5
Odnośnie samej Kopalni Złota informacje znajdziecie na ich stronie głównej, więc nie będę o tym pisała. Moim zdaniem Kopalnia warta jest odwiedzenia - przewodnicy bardzo ciekawie opowiadają całą historię. Zwiedzanie jest 3 etapowe, jeśli chcemy mieć wszystkie atrakcje (sama kopalnia złożona z dwóch części i spływ łódką w głąb kopalni). Można obejrzeć Skarbiec, Chodnik Śmierci, Muzeum Przestróg, Uwag i Apeli.. W całej kopalni odnajdziecie gdzieniegdzie pochowane Gnomy!
Najbardziej podobał mi się spływ łódką, chociaż nie polecam komuś, kto źle czuje się w zamkniętych przestrzeniach.. Do łódki wchodzi ok 20 osób z przewodnikiem, płynie się bardzo wąskim korytarzem, a odległość sufitu od głowy to zaledwie kilkanaście cm w niektórych momentach.. Czasami można poczuć dyskomfort :) I na sam koniec "przeniesienie w czasie" - szybka przejażdżka kolejką z głębi kopalni na zewnątrz.
Polecam zarówno dorosłym jak i na wycieczki z dziećmi :) Będą miały niezłą frajdę!